DIANA I DAMIAN | ŚLUB HUMANISTYCZNY NA MAZURACH
Są takie śluby i wesela, które zostają z nami na długo. I ten ślub taki właśnie jest dla mnie. Zapamiętam go, bo był naprawdę piękny i niesamowity. Mówi się, że to ludzie tworzą klimat. I w tym przypadku zdecydowanie tak było – Diana, Damian, ich cudowni przyjaciele i rodzina stworzyli taką atmosferę, że ja sama czułam się jakbym była wśród swoich, w domu, na ślubie i weselu najbliższych mi osób. Oczywiście przepiękne miejsce jakim jest Hotel Mazurski Raj i detale dopełniły cudownie całości i tego dnia naprawdę wszystko zagrało tak jak zagrać miało. To był naprawdę wyjątkowy ślub humanistyczny na Mazurach.
Zacznijmy jednak od początku. Z Dianą poznałam się na ślubie Kamili i Maćka, u których była Ona świadkową. Gdy razem z Damianem zabrali się za organizację własnego ślubu odezwali się do mnie. Traf chciał, że miałam wolny termin, a ich wizja ślubu i wesela nad jeziorem zapowiadała się naprawdę ciekawie! Na Mazurach ostatni raz byłam jakieś 10 lat temu na wakacjach z rodzicami i od tamtego czasu nie odwiedziłam ich ponownie. Nic mnie jakoś w tamte strony nie ciągnęło. Na ten ślub czekałam jednak jak dziecko na urodzinowy prezent. Przekładany z czerwca na wrzesień termin tylko spotęgował tą ekscytację i coraz bardziej nie mogłam się już doczekać. Jechałam zachwycając się przydrożnymi widokami, krowami na łąkach, spokojem, ciszą. Taką obecnością natury, którą można wewnętrznie poczuć. Bo serio, na Mazurach nawet trawa ma zupełni inny odcień zieleni – jakiś taki bardziej intensywny.
Dojechałam do hotelu położonego tuż nad jeziorem. Był pomost, dużo zieleni, piękne słońce. Nic jeszcze za bardzo nie zwiastowało tego, że już za kilka godzin na tym właśnie pomoście, nad tym jeziorem dwoje ludzi złoży sobie przysięgę miłości.
Czas przygotowań przed ceremonią minął nam bardzo szybko. Dużo się działo, ale wszystko udało się zrobić w punkt i nadszedł ten długo wyczekiwany przez wszystkich moment, czyli ceremonia. Był to zdecydowanie najpiękniejszy ślub humanistyczny na Mazurach jaki tylko mogłam sobie wymarzyć. Muzyka z ich i mojego ukochanego Harrego Pottera, przemówienia, wzruszenia, własne przysięgi, obrączki, płatki róż. A to wszystko tuż nad jeziorem, przy zachodzącym słońcu. I nie, nie jest to scenariusz żadnego romantycznego filmu – to się wydarzyło naprawdę!
Po tych wszystkich pięknych i wzruszających momentach, gdy wrześniowe słońce schowało się już na dobre za horyzontem, nadszedł czas na totalne szaleństwo na parkiecie! Najlepszą zabawę weselną jaką w życiu widziałam rozkręcił niezastąpiony DJ Piotrek Staniszewski. Co tam się działo! Istny ogień na parkiecie, nóżka sama chodziła, mówię Wam! Aż żal było mi wracać do pokoju hotelowego, bo najchętniej została bym z Dianą i Damianem i ich gośćmi do rana. No ale cóż, w życiu każdego fotografa ślubnego przychodzi ten moment, gdy trzeba powiedzieć bella ciao!
Choć minęło już pół roku od tego wesela, to ja nadal mam wrażenie jakby to było wczoraj. Tyle wrażeń, tyle emocji. Tyle piękna, wzruszeń i dobrej zabawy w jednym dniu. Dla mnie było to zdecydowanie jedno z piękniejszych wydarzeń w 2020 roku. Mam nadzieje że spodoba się Wam ten reportaż, więc zapraszam Was teraz na ten ślub humanistyczny na Mazurach, przeżyjmy to jeszcze raz…